Pudło rezonansowe wilanowskiej propagandy. Jednostronna narracja, zero opozycji, ponad 33 występy radnych rządzącej koalicji. A wszystko za pieniądze mieszkańców.
Nie brak opinii, że gdyby Wilanów miał swoją prywatną telewizję śniadaniową, to "Informator Wilanowski" byłby jej weekendowym wydaniem. Szkoda tylko, że emisja kosztuje nas – mieszkańców – niemal 20 tysięcy złotych za numer, a jej głównym bohaterem jest zawsze ten sam zespół aktorski.
Przez ostatnie lata – jak wynika z naszej analizy – wydawnictwo urzędu dzielnicy zamieniło się w biuletyn sukcesu, skrupulatnie prezentujący osiągnięcia rządzącej koalicji. Opozycja? Na łamach „Informatora” nie istnieje. W siedmiu przeanalizowanych numerach – marzec 2018, czerwiec 2018, kwiecień 2021, czerwiec 2022, marzec 2023, wrzesień 2023, grudzień 2023 – radni z opcji opozycyjnych nie zostali uwzględnieni ani razu. Zero głosu, zero komentarza, zero zdjęcia. Jakby ich nie było. A przecież są. I działają.
W tym samym czasie radni z obozu władzy pojawili się w „Informatorze” ponad 33 razy. Zawsze w roli ekspertów, mentorów, liderów lokalnych zmian. Zawsze z uśmiechem i przy tablicach informacyjnych, przecinając wstęgi lub „kontrolując postępy inwestycji”. Zaskoczeni? My już nie.
(Źródło: Audyt Wilanowski)
„Informator” jako instrument autopromocji?
Formalnie "Informator Wilanowski" to wydawnictwo informacyjne dzielnicy. W praktyce – pudło rezonansowe wilanowskiej propagandy opłacanej z naszych podatków. Zamiast pluralizmu i informacji – mamy narrację sukcesu. Tylko sukcesu jednej strony.
Nie brak opinii, że „Informator” działa jak wydmuszka PR-owa, której zadaniem nie jest informować, ale utwierdzać mieszkańców w przekonaniu, że „jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej” – oczywiście dzięki aktualnej władzy. Artykuły często przybierają formę komunikatów sukcesu, w których radni koalicji – najostrzejsze kredki w piórniku zarządu dzielnicy – przypisują sobie zasługi za realizację projektów miejskich, które powstają z budżetów i procedur niezależnych od nich samych.
140 tysięcy złotych. Tyle kosztowała analiza milczenia.
Siedem numerów „Informatora”, każdy za blisko 20 tysięcy złotych. Łącznie – ponad 140 000 złotych z budżetu dzielnicy. Co dostaliśmy w zamian?
- 33 wzmianki o radnych koalicji rządzącej
- 0 wystąpień opozycji
- Artykuły w stylu: „Dzielnica rozwija się dynamicznie”, „Zmieniamy Wilanów dla mieszkańców”, „Sukcesy naszych inwestycji”
- Zdjęcia tych samych twarzy przy każdej okazji – otwarcia, remontu, zapowiedzi, obchodów
- Kompletny brak debaty, opinii alternatywnych, kontrowersji, sporów, faktów niewygodnych
Czy o to chodziło w idei lokalnych mediów publicznych?
Urzędowe media mają służyć mieszkańcom – wszystkim mieszkańcom. Mają być miejscem rzetelnej, pluralistycznej informacji, a nie politycznym folderem. W "Informatorze Wilanowskim" trudno znaleźć ślady tego założenia. Znacznie łatwiej – ślady kampanii promocyjnej jednego środowiska.
Czy taka strategia informacyjna jest etyczna? Czy jest uczciwa? Czy nie przekracza cienkiej granicy między informacją a propagandą?
(Źródło: Informator Wilanowski)
A teraz pytanie na dziś – retoryczne, ale niewygodne:
Czy kiedy dziś do skrzynek mieszkańców trafiło kolejne świeżutkie wydanie „Informatora Wilanowskiego”…
czy Ty też dostałeś swój kawałek sukcesu za 20 tysięcy złotych?
Bo oni – na zdjęciach – na pewno tak.
(Źródło: Informator Wilanowski)
Na koniec: kto za to płaci?
To, co władza nazywa „informowaniem mieszkańców”, coraz więcej mieszkańców postrzega jako lokalną wersję PR-u opłacanego z publicznych środków. A to już nie jest tylko estetyczny problem – to kwestia standardów, etyki i odpowiedzialności.
Bo przecież to nie radni koalicji płacą za ten przekaz. Płacimy wszyscy.